Witam wszystkich. Dzięki za zainteresowanie
Na miłe zaproszenie (za potwierdzeniem odbioru) odwiedziłem dziś Prokuraturę Rejonową. Po krótkim (około dwugodzinnym) oczekiwaniu zaproszony zostałem przez Pana Prokuratora. Na dzień dobry poprosił mnie o krótki opis zdarzenia z dnia... etc., który pracowicie wklepywał do komputera. Po wydrukowaniu w trzech egzemplarzach, przeczytaniu przeze mnie, podpisałem takowe, bo to rzeczywiście były moje wypowiedzi.
Potem z kamienną twarzą odczytywał mi różne dokumenty (wniosek o wszczęcie postępowania sporządzony przez niego samego, protokół sporządzony przez policjantów, wniosek złożony przez poszkodowanego, wybrane fragmenty różnych kodeksów i postępowań, itp.).
Po czym z równie kamienną twarzą stwierdził, że moje postępowanie nie wyczerpuje znamion wykroczenia/przestępstwa opisanego w kodeksach (tu znowu litania cytatów), wobec czego umarza postępowanie, a mi przysługuje odwołanie od tej decyzji (???).
Nastrój mi się poprawił jak po paru głębszych, ale...
po tej części urzędowej skierował mnie do innego pokoju, złowieszczo wspominając, że prokurator X. chciałby zamienić ze mną parę słów. Nastrój pogorszył mi się tak jak na drugi dzień po tych głębszych.
No i tu chyba najciekawsza część: okazało się, że prokurator X. (ojciec tego delikwenta) chodził do tego samego ogólniaka co ja (tyle, że rok niżej, ja go nie kojarzyłem, ale on mnie tak). No i już prywatnie wytłumaczył mi o co w tym wszystkim biegało.
Całą aferę rozdmuchała jego teściowa, z którą on nie ma najlepszych kontaktów. Syn nie mieszka z nim tylko z matką i babcią i jest oczkiem w głowie dla babci. Babcia z racji swoich kontaktów wymusiła rozpoczęcie sprawy, wnuczkowi doradziła co i jak ma zrobić.
No i jemu jest głupio, bo wybryki syna już musiał kiedyś tuszować, a tu wyskoczyła taka sprawa, że jakby się to rozeszło, to on by miał problemy. Nie powiedział wprost, ale pewnie "wpłynął" na tego prowadzącego moją sprawę.
I co najciekawsze: prokuratura nie dysponuje nagraniem z monitoringu ze względów technicznych (???). I tu delikatny szantażyk, że osoba z ochrony udostępniająca takie nagrania, narusza przepisy KK, a co ważniejsze może być pociągnięta do odpowiedzialności przez pracodawcę.
Podziękowałem za wyjaśnienia, odmówiłem kawy, pojechałem panu T. z ochrony wręczyć łiskacza, nawet nie próbowałem pytać o problemy techniczne, a i on nie był zbyt rozmowny.
No i niby wszystko jest OK, ale jakiś taki niesmak mi pozostał.
Gdyby nie to nielegalnie pozyskane przeze mnie nagranie, gdyby nie to, ze policjanci kończąc służbę oddali te protokoły i gdyby nie konflikt miedzy zięciem i teściową, to mogli by mnie udupczyć. Może w jakiejś tam instancji bym wygrał, ale to już by była musztarda po obiedzie.
Tak czy inaczej, niesmak próbuję spłukać piwem, pozdrawiam wszystkich i jeszcze raz dziękuję za zainteresowanie.
Ale moje problemy to pikuś w porównaniu z koncertem Biebera.