Ale tydzien temu też byłam w trasie, sama.
Bocznymi drogami przez wioski i lasy wybrałam się na Dolny Śląsk. Drobne 160km w jedną.
Czasem asfalt był tak wąski, że aby się minąć trzeba było żeby oba auta zjechały jednym kołem poza i zwolniły do 30km/h.
I jaka refleksja? No bo trasę znam od 30 lat i bylam na nią gotowa...
Prawie nikt nie zwalnia w tych wioskach i prują po 100km/h gdzieś, gdzie w każdej chwili dziecko/dorosły/zwierzę mogą z tej furtki zza budynki wyjść na drogę (chodników tam jak na lekarstwo).
Ludzie strasznie ścinają zakręty, bo po co zwalniać? Nawet gdy zza zakrętu można sie spodziewać nawet hiszpańskiej inkwizycji.
Piesi uważają, że pasy są tylko ich i potrafią bez patrzenia wleźć znienacka prosto pod samochody. Szczególnie przy targowisku w Strzegomiu
Ale czołówkę zaliczyłabym już 14km od domu... koleś busem nagle daje lewy kierunkowskaz, dosłownie 20m przed zjazdem na parking... ja wyhamowuję do zera i czekam, bo z przeciwka leci osobówka i busiarz musi go przepuścić przed skrętem w lewo...
... i wtedy busiarz przed samą maską kolesia skręca na lewo... a koleś z osobówki daje po hamulcach i odbija na lewo... gdzie zza busa widzi mnie...
Dobrze że wyrobił w prawo... ale kurna przeklinał... i poleciał do tamtej firmy kolesia lać... ja pojechalam dalej, na końcu trasy zadanie do wykonania a busiarz DGR (Góra, dolnosląskie)...tzw Dolnośląska Grupa Rabunkowa. Nic dobrego nie wróży takie spotkanie.