ZE SPORTU.

We Lwowie wciąż ktoś się gniewa w dziennikach, że „Cracovia" nie przyjeżdża do Lwowa; a równocześnie urządza w Krakowie zawody o mistrzostwo (?) z „Legją". Otóż w Krakowie nikt nie czytał ani afiszów ani zapowiedzi, donoszących o zawodach rzekomo rozgrywanych o mistrzostwo polskie. Takie wieści puszczano w Warszawie. Nakoniec musi sobie świat sportowy we Lwowie uświadomić, że match „Legji" i „Cracovii" był właściwie matchem dwóch drużyn... tego samego klubu, gdyż większość graczów „Legji" należy do „Cracovii", grała w jego I drużynie przed wojną, teraz zaś w legionach utworzyła „Legję"... i przyjechała odwiedzić swoje boisko i swoich kolegów... coś tak jak „Pogoń Wojskowa" i „Pogoń cywilna". O co się więc tak gniewać. „Cracovia" otrzymała propozycye z Wiednia i Warszawy, a jednak nie jedzie, bo istotnie nie może,

„Hertha" — „Cracovia".
Dzięki usilnym staraniom udało się „Cracovii" uzyskać u austryackiego związku wysłanie na obadwa nadchodzące święta pierwszoklasowej wiedeńskiej drużyny klubu „Hertha". Drużyna ta znaną, już jest naszej publiczności ze swej gościny w czasach przedwojennych, — spotkanie obecne wywołało i tym razem silne zainteresowanie w licznych rzeszach naszych widzów sportowych.


NIEZWYKŁA PRZYGODA CYKLISTY.

Epizod z placu wyścigowego. Niezwykła., a nawet wprost jedyna w swym rodzaju przygoda wydarzyła się niedawno na placu wyścigowym jednego z holenderskich torów.
Właśnie wyścig o mistrzostwo dobiegał do końca i sześciu, biorących udział w wyścigach współzawodników zbliżało się w największym pędzie do celu. Na czoło wysunął się znany cyklista holenderski Boksel i zdawało się nie ulegać żadnej wątpliwości, że to on uzyska palmę pierwszeństwa. Nagle, w ostatniej już chwili, ujrzeli go widzowie padającego z rozmachem na tor, w odległości zaledwie dziesięciu metrów od celu. Jak się później pokazało Boksel stracił w „krytycznym momencie" tylne koło; rozpędzony rower uderzył widełkami koła o cementowy tor, skutkiem czego buchnął „strumień ognia", wywołany gwałtownem tarciem.

Po upadku Boksel potoczył się jeszcze kilka metrów naprzód, dziwnym jednak trafem wyszedł z całej tej przygody bez najmniejszego obrażenia cielesnego.

Równocześnie tylne koło roweru, które wypadło z wideł, nabytym rozpędem potoczyło się naprzód i wyprzedzając innych współzawodników, pierwsze przebyło cel. Boksel padł więc prawie u celu, ale koło jego odniosło „zwycięstwo" wywołując wśród widzów ogromną wesołość.

Ilustrowany Kuryer Codzienny, 08-09-1917

100lattemu.pl