Ostatnio mieliśmy wezwanie :
Utrudniony kontakt, w wywwiadzie ca czegoś tam.
Przyjeżdżamy na miejsce. Złapałem kobietę za rękę aby zmierzyć ciśnienie i poczułem że jest rozpalona. Ciśnienie i tętno w normie, nawet cukier miała dobry. podawała że nic nie boli. Jedynie ta temperatura 38,5 C. Rodzina nawet nie miała termometru w domu, ani nic przeciwgorączkowego. Dodatkowo kobieta miała wymioty. Pewnie jakaś infekcja.
Podałem jej pyralginę i powiedziałem rodzinie że powinna to wyleżeć, maja sobie wezwać lekarza POZ. Ale czułem że rodzinka chciała się jej pozbyć. Tłumaczę że jest dużo ludzi na izbie przyjęć, że będzie z tą temperaturą czekała i może jeszcze coś dodatkowo złapać. Że powinni ją poobserwować.
Pojechaliśmy
Za 15 min rewizyta. Dobra, skoro chcą to ok. Wywieźliśmy panią do szpitala.
Kumpel skończył dyżur o 18 a ja zostałem do rana. Wróciłem w niedzielę do domu i napisałem mu smsa
"W szpitalu wybuchła epidemia. Ta kobieta czymś zaraża. mam gorączkę i wymioty, moja żona też, wywożą nas na oddział zakaźny zamknięty"
Wyłączyłem telefon
Dawno nie dostałem takiej zjebki. Przyjechał o piętnastej do mnie. Mówił że najpierw ze strachu dostał gorączkę a potem sraczkę