Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

"Nieśmiertelny" - jeden z najlepszych hitów z VHS-u

54 264  
331   81  
„Może być tylko jeden!” - ryknął lekko zezowaty Szkot, podnosząc do góry swój zakrwawiony miecz. Przed chwilą za jego pomocą urżnął łeb jakiemuś habanowi o wyglądzie bezdomnego ćpuna. W tym samym czasie tysiące małolatów siedzących przed wypukłymi kineskopami telewizorów aż jęknęło z radości.

Seans „Nieśmiertelnego” zawsze gwarantował moc pozytywnych wrażeń – to zdecydowanie jeden z tych hitów lat 80., które zasługują na szczególny szacunek ze strony kinomanów.

Scenariusz tego filmu był pracą na zaliczenie zajęć w szkole filmowej


Film nigdy by nie powstał, gdyby nie wakacyjna wycieczka Gregory’ego Wildena – młodego studenta szkoły filmowej w Los Angeles. Chłopak odwiedził Wielką Brytanię i będąc w jednym z londyńskich muzeów, zwrócił uwagę na pewien eksponat – starą zbroję szkockiego wojownika.



Wildena poniosła wówczas wyobraźnia i stworzył prostą historyjkę o nieśmiertelnym góralu, którego zabić można jedynie przez ścięcie mu głowy.
Gregory na podstawie swego pomysłu napisał wstępny scenariusz filmu – miała to być praca na zaliczenie szkolnego przedmiotu. Zachęcany przez swego nauczyciela, zdecydował się przedstawić projekt sześciu różnym producentom. Jeden z nich wyciągnął z kieszeni szmal…

Nieśmiertelny Kurt Russell

Wyznaczony na reżysera filmu Russell Mulcahy od początku wiedział, kto wcieli się w rolę Connora MacLeoda – nieśmiertelnego szkockiego zabijaki. Tym kimś miał być nie kto inny jak sam Kurt Russell – była gwiazdka produkcji Disneya, która wyrosła na zakapiora wyspecjalizowanego w odgrywaniu twardzieli i nieznających litości kozaków. Aktor, który miał już na koncie role w „Coś” i „Ucieczce z Nowego Jorku”, po przeczytaniu scenariusza zgodził się zagrać w filmie.
I pewnie dziś wszyscy pamiętalibyśmy Connora jako krępego osiłka o kwadratowej szczęce, gdyby nie Goldie Hawn – ówczesna dziewczyna Russella (a obecna żona), która wybiła mu ten pomysł z głowy.



Christopher Lambert musiał szybko nauczyć się języka angielskiego


Kiedy Russell zrezygnował z roli, pojawił się nowy kandydat – francuski aktor Christopher Lambert, który całkiem niedawno zagrał w filmie „Greystoke - Legenda Tarzana”. Reżyser nie zdawał sobie jednak sprawy, że ma do czynienia z artystą, który nie opanował jeszcze w pełni języka angielskiego i ma fatalny akcent. Jako Tarzan, Lambert głównie pochrząkiwał i wydawał z siebie małpie dźwięki, teraz jednak miał całkiem sporo kwestii do wypowiedzenia.



Artysta spędził więc sześć tygodni na szlifowaniu swojego języka. Akcentu nie udało się jednak w pełni pozbyć, ale ten element akurat nie przeszkadzał w kreowaniu postaci, która - jak sam bohater filmu mówi - „pochodzi z wielu miejsc”.

Żeby tego było mało, aktor mimo że był wówczas dość wysportowany, to miał spore kłopoty z posługiwaniem się mieczem. Zadanie przygotowania go do pojedynków powierzono Bobowi Andersonowi – kanadyjskiemu szermierzowi olimpijskiemu, który wcześniej pracował z Errolem Flynnem oraz wcielał się w rolę samego Dartha Vadera w scenach walk na miecze świetlne.



Lambert na co dzień jest krótkowidzem i nosi okulary, które musiał zdejmować na czas pracy przed kamerą. A to było raczej kiepską wiadomością dla aktorów grających jego filmowych przeciwników. Pokaleczone dłonie i porozcinane palce stały się nieodłącznym elementem pracy nad „Nieśmiertelnym”.

Problem z "mową" miał też Connery


Filmowcom udało się namówić do występu Seana Connery’ego – światowej sławy gwiazdora, który zażądał za swoją rolę olbrzymich pieniędzy – zgarnął wówczas okrągły milion dolców. Nie miał jednak zbyt dużo czasu ze względu na kilka innych zobowiązań. Jego obecność na planie „Nieśmiertelnego” skrócona więc została do tygodnia, w czasie którego twórcy produkcji stawali na głowie, aby zarejestrować jak najwięcej materiału z filmowym Ramirezem. Nagrano na przykład cały wachlarz reakcji tego bohatera - od złości, przez zdziwienie, po radość.



Również sceny walki nagrano bez obecności pozostałych aktorów. W końcowym pojedynku z Kurganem widzimy już dublera Connery’ego, natomiast sam gwiazdor pojawia się jedynie w zbliżeniach.
Nie starczyło za to czasu na nagranie otwierającego film monologu Ramireza. W tej sytuacji dźwiękowiec odwiedził gwiazdora w jego willi i tam zarejestrował materiał. W efekcie oprócz głosu aktora słyszymy też echo, którego wcale tam miało nie być…


Efektowne pojedynki to jedno, ale skąd te iskry?

Żeby walki na miecze wyglądały jeszcze efektowniej, reżyser Russell Mulcahy uznał, że dobrze by było dorzucić do nich jakieś bajeranckie dodatki. Na przykład iskry, które miałyby sypać się we wszystkich kierunkach, w chwilach gdy miecze by o siebie uderzały. W czasach, gdy CGI jeszcze nie było hollywoodzkim standardem, trzeba było robić użytek z kreatywności. Ostrza broni podłączono więc do akumulatorów ukrytych poza okiem kamery. Zetknięcie się metalowych elementów sprawiało, że leciały iskry – zadanie wykonane. Dziś za taki efekt trzeba by pewnie płacić gruby hajs specjalistom od cyfrowych fajerwerków…



Problem z porożem jeleni

Największym problemem dla filmowców nie był koślawy język Lamberta ani krzesanie iskier z mieczy, ale… jelenie. W jednej ze scen miało pojawić się całe stado tych dostojnych zwierząt. Jak na złość wszystkie z nich straciły wówczas poroże i już nie wyglądały zbyt dostojnie. Sprowadzony na plan weterynarz podał jeleniom środki nasenne i przykleił im rogi na miejsce. Zabieg ten nie zlikwidował problemu – jelenie wkurzyły się i potrząsając głowami na wszystkie strony usiłowały pozbyć się doczepionych rekwizytów. Ostatecznie całe stado dało dyla z planu i nigdy już na niego nie wróciły. Uciekinierów znaleziono 40 kilometrów dalej, już bez poroży.

Zespół Queen miał nagrać jeden kawałek. Wyszło osiem…

Na potrzeby filmu Freddie Mercury i jego zespół mieli przygotować jeden tylko numer, jednak po zobaczeniu nakręconego już materiału, muzycy nagrali praktycznie cały album – osiem kawałków, z których każdy nawiązuje do konkretnej sceny.



Muzyka ta, mimo że pojawia się w filmie, nie trafiła na wydaną po premierze „Nieśmiertelnego” ścieżkę dźwiękową. Kompozycje, o których mowa (w nieco zmienionych aranżacjach) usłyszeć możemy na albumie „Kind of magic”. Film natomiast promowany był m.in. przez teledysk, w którym Mercury pojedynkował się z bohaterem filmu.


Mało brakowało, a byłaby to ostatnia rola Connery’ego

Mimo że gwiazdor spędził na planie tylko parę dni, to prawie stracił głowę dla tego filmu. W jednej ze scen Clancy’emu Brownowi (filmowy Kurgan) kazano uderzyć mieczem w stół, który w efekcie potężnego ciosu miał się rozpaść. Aktor z jakiegoś powodu zamachnął się i uderzył w świecznik stojący kilka centymetrów od głowy Seana Connery’ego. Niewiele brakowało, a szkocki gwiazdor podzieliłby los swego bohatera – Ramireza.
Wściekły Connery wyszedł z planu. Dopiero jakiś czas potem dał się udobruchać. Mało tego – później zgodził się zagrać nawet w drugiej części filmu. Ramirez to jedyna postać, poza Jamesem Bondem, w którą aktor ten wcielił się więcej niż raz.



Swoją drogą Clancy Brown to bardzo miły gość. Podobno po zarejestrowaniu sceny, w której Kurgan spotyka Connora w kościele, aktor osobiście poszedł spotkać się z lokalnym księdzem i zakonnicami, aby przeprosić za zachowanie granej przez siebie postaci.



Źródła: 1, 2, 3, 4

Oglądany: 54264x | Komentarzy: 81 | Okejek: 331 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało