Szukaj Pokaż menu

Kilka przemyśleń doświadczonego faceta

30 961  
179   21  
Wejdź do Monster GaleriiDrogie Panie! Narzekacie, że panowie wymigują się od domowych obowiązków i wszystko zostawiają na Waszych głowach. Patrzcie i zazdrośćcie żonie Czesława Dż. (imię i inicjał fikcyjne ze względu na bezpieczeństwo bohatera). Wyręcza żonę we wszystkich pracach domowych i nie tylko. A oto, co nam powiedział:

PRZYGOTOWANIE KAWY
Przygotowanie kawy jest jak kochanie się z piękną kobietą. Powinna być gorąca. Nie wolno się spieszyć. Poruszam w niej... delikatnie i mocno. Na końcu dodaję mleko.

KŁADĄC WYKŁADZINĘ
Kładzenie wykładziny jest... jak kochanie się z piękną kobietą. Sprawdzam wymiary, rozkładam ją na podłodze, przyciskam, kładę się na niej i posuwając się do przodu i do tyłu dociskam równomiernie.

TAPETOWANIE
Tapetowanie jest jak kochanie się z piękną kobietą. Rozkładam ją na stole, pokrywam klejem i przytykam jednocześnie gładząc dłońmi. Następnie czyszczę swój pędzel, zapalam papierosa i podziwiam swoją robotę.

ROZBIJANIE NAMIOTU

Dlaczego niektórzy kochają swoją pracę?

18 252  
6   19  
Czy kochasz swoją pracę? Jeżeli nie, to może po prostu nie zauważasz ile zabawnych rzeczy dzieje się codziennie w waszej firmie. Albo w drodze do pracy dosypiasz jeszcze zamiast obserwować otaczającą nas wesołą rzeczywistość. Bądź czujny a pokochasz swoją pracę tak bardzo jak osoby opisujące poniżej codzienne wydarzenia z pracy lub z drogi do pracy.

Na początku lat 90' przeprowadzano w pewnej (centralnej) instytucji szkolenie nt. komputerów i ich obsługi - to były dopiero początki informatyzacji. M.in. uczestniczyła w nich pani z kadr, jakieś 10 lat do emerytury...
Po szkoleniu dostała komputer i miała go używać. Jakieś pół roku później potrzebny był wydruk z planem urlopów. Pani szuka w komputerze, szuka, szuka i znaleźć nie może.
Wielce zdziwiona mówi naczelnikowi:
- No ja nic nie rozumiem. Przecież wszystkie podania wkładałam do szuflady pod komputerem...

by Dziobas

* * * * *

Rzecz działa się gdy pracowałem na placu manewrowym w Auto-Szkole. Bohaterką jest kobieta, która przyszła na swoja pierwszą lekcję. Jakoż, że powiedziała, iż już sama kiedyś jeździła stanąłem obok i kontrolowałem. Pani wsiadła, poprawiła sobie fotel, zapięła pasy - wszystko super. Nagle pyta:

Jedyny Adolf, którego wszyscy lubią!

41 037  
108   14  
Wejdź do Monster GaleriiA mowa oczywiście o niezapomnianym Adolfie Dymszy vel Dodku. Zaprzyjaźniony z Redakcją JM pan Edward, emeryt z Bydgoszczy, gdy przeczytał poniższe anegdoty z życia tego niezapomnianego aktora westchnął tylko: "Dziś już nie ma takich artystów..."

Dymsza znalazł się pewnego razu, jeszcze przed II wojną światową, w towarzystwie "wysoko urodzonych" panów, którzy prowadzili rozmowę na temat swojego pochodzenia.
- Mój ród wywodzi się z książąt z XII wieku - powiedział pierwszy.
- Mój praszczur był adiutantem króla Łokietka i ukrywał się z nim w Ojcowie - powiedział drugi.
- To wszystko jeszcze nic! - powiada na to Dymsza. - Ja do dziś płacę odsetki od pożyczki, którą zaciągnął mój praprapradziad, gdy z trzema królami wybrał się do Betlejem...

---------

Melchior Wańkowicz wymyślił kiedyś hasło na potrzeby kampanii reklamowej cukru: "cukier krzepi". Dymsza dorobił: "wódka lepiej".

---------

Po wojnie, podczas któregoś z pierwszomajowych pochodów wzniesiono okrzyk: "Niech żyje Armia Czerwona", na co Dymsza odpowiedział: "... i Biała Podlaska!

---------

Pierwszą większą rolę otrzymał Dymsza w filmie "Miłość przez ogień i krew". Z roli tej wynikało, że aktor miał przemawiać na poligonie do dwustu żołnierzy i musiał im powiedzieć coś zabawnego. Próbował kilka razy, ale bez żadnego efektu; żołnierzy nic nie bawiło. Wreszcie korzystając z tego, że film był niemy, Dymsza zaczął im mówić bardzo nieprzyzwoite słowa, wreszcie puścił tzw. wiązankę – poskutkowało natychmiast. Żołnierze wybuchli śmiechem, scenę uwieczniono. Kiedy film został ukończony, nadszedł wreszcie dzień premiery. Traf chciał, że przyszła na nią grupa uczniów ze szkoły głuchoniemych. Widzowie na sali byli zaskoczeni ich reakcją. Dymsza po latach tak to wspominał:
- I oto nagle wszyscy głuchoniemi zaczęli ryczeć ze śmiechu. Okazało się, że z ruchu ust odczytali moje "przemówienie". Ich wychowawca po projekcji filmu z wielkim oburzeniem powiedział – „Nie do wiary, w ustach pana Dymszy takie słowa!”

---------

Adolf Dymsza kiedyś w rozmowie o teatrze i jego zakulisowych wydarzeniach wyraził się o jednej z wziętych wówczas aktorek, że jest kaleką. Ktoś zaprotestował:
- Jak to? Przecież to bardzo zgrabna, dobrze zbudowana dziewczyna.
Dymsza pokiwał głową z politowaniem:
- Przecież ona ma tylko dupę i plecy!

---------

Bronisław Brok, reżyser i autor wielu popularnych piosenek, zaprosił na gościnne występy do Lublina Adolfa Dymszę. Obecność Dodeka sprawiła, że powodzenie rewii przeszło wszelkie oczekiwania. Publiczność waliła drzwiami i oknami. Kiedy Dymsza opuszczał już gościnne miasto, na fotografii, którą na pamiątkę podarował Brokowi, napisał: "Kochanemu pracodawcy - kochany chlebodawca".

---------

Kiedyś na próbie Dodek obserwował kolegę, który nie dawał sobie rady z rolą. Reżyser bezradnie rozkładał ręce. Wówczas Dymsza zabawił go taką opowiastką:
- Przed wojną na Chmielnej pewien kupiec otwierał sklep kolonialny. Kiedy malarz wykonywał napis "pomarańcze - cytryny - banany - gżyby", ostatnie słowo napisał przez "ż". Kupiec zwrócił malarzowi na to uwagę, na co ten odparł – „Jak wyschnie to będzie dobrze”.

---------

Adolf Dymsza wszedł kiedyś do sklepu spożywczego w Warszawie.
- Dzień dobry - powiedział uchylając kapelusza.
- Dzień dobry - odpowiedziały ekspedientki poznając ulubionego aktora.
- Kochanie, czy jest kiełbasa?
- Nie ma!
- A czy jest masło?
- Nie ma!
- To może są jajka?
- Niestety, też nie ma.
- A czy jest kierownik sklepu?
- Jest! - wykrzyknęły ekspedientki, szczęśliwe, że mogą czymś zadowolić Dymszę.
- W takim razie po co? - odpowiedział Dodek i wyszedł ze sklepu.

---------

Prezydent Bierut zaprosił kiedyś Adolfa Dymszę na pokoje Belwederu. Oprowadzając go po swoim przybytku, roztoczył przed komikiem bajeczne wizje przyszłości:
- Kiedy już zbudujemy socjalizm, każdy będzie miał stumetrowe mieszkanie, samochód i domek letniskowy. Każdy człowiek (pracy - rzecz jasna!) będzie mógł kupić w PSS-ie owoce południowe, kawę i francuskie wina. W sklepach nie będzie kolejek, za to na półkach wiele gatunków wędlin.
I tu Dymsza nie wytrzymał i przerywał prezydentowi:
- Przepraszam, ale kto ma opowiadać dowcipy, pan, towarzyszu prezydencie, czy może raczej ja?

---------

Opowiadał kiedyś Dymsza swojemu przyjacielowi:
- Idę przez miasto, patrzę, a tu babcia stoi i płacze. Pytam: co się stało? A ona: za 15 minut z dworca centralnego odchodzi mi pociąg - nie zdążę.
- I co?
- Poszczułem - zdążyła!

---------

Dymsza przyjechał kiedyś na występy do Ciechocinka. Na przedstawieniu w pierwszym rzędzie zajął miejsce zaprzysięgły wielbiciel Dymszy, niejaki pan Manugiewicz. Jegomość już niemłody, łysy i metr pięć w kapeluszu. Przedstawienie trwa, Dymsza nie jest w stanie zakończyć żadnego z dowcipów, bo Manugiewicz ciągle wstaje, bije brawo i woła:
- Wspaniale! Mistrzu, wspaniale!
Wreszcie Dymsza nieco już zmęczony tym nadmiarem uczuć zwraca się do publicznosci:
- Państwo wybaczą, syn mnie dawno już nie widział!...

---------

Kiedyś Dymsza w doborowym towarzystwie udał się do eleganckiej krakowskiej restauracji Wierzynek w Rynku Głównym. Do wyśmienitego, bogatego i wytwornego zestawu obiadowego dołączył prośbę o pół litra wódki wyborowej. Życzenie jego przyjęto. Kelner pojawił się z oszronioną butelką i podał ją aktorowi. Adolf Dymsza z wrodzonym wdziękiem zaczął studiować wszystkie napisy figurujące na nalepce trunku. Po tej wnikliwej lekturze oddał butelkę kelnerowi z zawiedzioną miną, twierdząc, że ten rocznik zupełnie mu nie odpowiada.
- Jak to? - nieomal krzyknął kelner, całkowicie zbity z tropu.
- Nie pamięta pan - odrzekł Dymsza z miną poważną i zarazem karcącą - tego roku było mało słońca w kartofliskach!!!

---------

Dodek Dymsza mówił kiedyś o dwóch braciach Damięckich, Dudku i Maćku.
- Jak ten czas leci - kiwał głową - nie tak dawno były to takie dwa szczeniaki - tu uniósł rękę na wysokość pasa. - A teraz - dodał - takie dwa byki! Pokazując wielkość tych "byków", rękę trzymał na tej samej wysokości.

---------


Jeżeli czujesz niedosyt, to prawdziwą skarbnicę ciekawostek, anegdot, zdjęć na temat "starego kina" znajdziesz na:
Stronie miłośników przedwojennych komedii polskich

108
Udostępnij na Facebooku
Następny
Przejdź do artykułu Dlaczego niektórzy kochają swoją pracę?
Podobne artykuły
Przejdź do artykułu 7 zwariowanych ciekawostek z odległego Kazachstanu
Przejdź do artykułu Siedem cudów minionej epoki
Przejdź do artykułu Znajdź różnice - profesjonalny poradnik
Przejdź do artykułu Lepiej za dużo nie filozofuj!
Przejdź do artykułu Oczekiwania kontra rzeczywistość VIII - największa profanacja pizzy
Przejdź do artykułu Z archiwum spółdzielni Społem
Przejdź do artykułu Martin A. Couney uratował tysiące dzieci, bo nie wiedział, że to niemożliwe
Przejdź do artykułu Chińska medycyna - medycyną XXI wieku
Przejdź do artykułu Kącik poezji patriotycznej

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą