Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Autentyki DIV - Zapisy do fryzjera

55 671  
255   23  
Dziś o żonie, która złe wieści przyniosła, zgłoszeniu pobicia, pierwszej pomocy po wypadku, wdrażaniu HCCAP oraz zapisie do fryzjera. Zapraszam.

DOSTARCZYCIEL ZŁYCH WIEŚCI


Jest to sprawa świeża z przed paru godzin.
Ranna pora, biorę akurat kąpiel w wannie i zaczynam myć swoją łysawą głowę (nic nie widzę ... piana, te sprawy - no wiadomo).
Do łazienki wchodzi moja żona i wzdycha, po czym smutnym i drżącym głosem cicho mówi. Słuchaj Robert mam dla ciebie straszną wiadomość.
Po 25 latach małżeństwa wiem, że zwracając się do mnie po imieniu a nie jak zwykle czyli misiu i tym podobne, sprawa jest poważna.
Tężeję czuję, że w gorącej wodzie robi mi się jakoś chłodnawo.
Czas mi zwalnia i gorączkowo analizuję:
- telefon nie dzwonił bo bym słyszał, więc z moją matką wszystko w porządku.
- moja dorosła córka śpi przecież spokojnie w drugim pokoju.
- żona do mnie mówi więc z nią jest O.K.
- mam pianę na oczach ale nosem czuję więc nic się raczej nie spaliło.
- słyszę natomiast, że telewizor nastawiony jest na TVN 24,
myślę więc chyba ktoś umarł ... ważny ale kult Stalina upadł w Polsce już dawno, więc moja rozsądna z natury żona nie podciągnęła by tego pod "straszną wiadomość".
- więc co do ciężkiej chole ... nagle błyskawicznie dotarło do mnie. O żesz ty, jak pierdzielę ... Korea Wystrzeliła rakiety. Gdzie jest sitko ? Spłukać tą pianę i trzeba zobaczyć co mówią w telewizji.
Kiedy? Pytam o której godzinie, teraz ?
Co kiedy? Co teraz? mówi żona.
No rakiety bo przecież o Koreę chodzi nie?
Boszszszeee jaką Koreę mówi żona. Chleba wczoraj zapomniałam kupić i nie mamy dzisiaj ani kromki na śniadanie.
Osunąłem się pomału do wanny, dla odmiany zrobiło mi się gorąco.
To czemu do cholery mówisz, że to straszna wiadomość i czemu prawie płaczesz?
Bo wiem, że ryby bez chleba nie zjesz a dzisiaj przecież ryba na śniadanie i jestem na siebie taka wściekła, że mam już taką chyba starczą sklerozę, A ty nie rozumiesz co dla kobiety znaczy starość.

Dostarczyciel złych wiadomości w czasach starożytnych był często ... uśmiercany a w najlepszym wypadku powszechnie nie kochany a jak ja mam nie kochać takiego ... posłańca złych wieści?

by keoog

* * * * *

ZGŁOSZENIE POBICIA

Pomiędzy jednym z moich podwładnych a jego wujkiem doszło do małej scysji. Tak małej, że efektem był cios z dyńki w dyńkę wuja. Wujek MCR, nie w ciemię bity (bo w nos), sprawę zgłosił na policję, a ta po krótkim czasie zawitała do koleżki.

Zgłoszenie brzmiało: "Atak tępym narzędziem".

by Szamano

* * * * *

BŁYSNĘŁA


Przeglądam sobie nowości w Fotojokerze, przede mną parka, samiec alfa i wylasiona cipcia, coś tam pytają o kompakty Sony. Sprzedawca mówi: "I tak wszyscy biorą niemiecką optykę. Ten od Praktiki, inny od Leiki, a Sony.... hmmm Sony od...", wtedy laseczka z wyższością "A Sony pewnie od Ericssona".

by gadH


* * * * *

PIERWSZA POMOC

Zaleciało mi Brogmanem jak mi to koleżanka dzisiaj opowiadała.

Parę lat temu była świadkiem wypadku samochodowego. Facet wypadł na zakręcie i wpakował się centralnie w drzewo. Nie dało się go z samochodu wyjąć bez specjalistycznej pomocy, bo się zakleszczył.

Nie wyglądało to najlepiej. Był nieprzytomny. Oczywiście jak zwykle wiele gapiów, a prawie nikogo do pomocy. Koleżanka się przejęła i próbowała facetowi pomóc. Po pierwsze krztusił się krwią. Tak to przynajmniej wyglądało. Zanim przyjechało pogotowie koleżanka przez prawie trzydzieści minut trzymała mu kurczowo w palcach język i rozwierała paszczę, bo myślała, że facet się udusi.

Przybyło pogotowie i straż. Wycięli faceta. Kilka minut później sanitariusz mówi do koleżanki (po rozmowie z nią co zaszło i jak faceta ratowała):

- Podziwiam Panią. Krwotok był, bo sobie gość zębów trochę wybił. Ale zagrożenia nie było zbyt dużego. On nie był nieprzytomny, tylko usnął i chrapał. Podejrzewamy, że ma przynajmniej ze trzy promile...

by Misiek666


* * * * *

A teraz chwila przerwy na stare dobre czasy, czyli wspominki sprzed 300 odcinków. Tak, to się działo prawie 6 lat temu.

ROZWIĄZANIE PROBLEMU

Jakiś czas temu moja firma obsługiwała od strony informatycznej prywatną firmę medyczną. Niektóre rzeczy helpdesk musiał jechać załatwiać na miejscu ale większość problemów użytkowników typu problem z uruchomieniem programu obsługi pacjenta czy niemożność zachowania wyników wizyty itp. załatwiano łącząc się z komputerem klienckim przez oprogramowanie do "remote desktopingu" i przejmowało zdalnie kontrolę nad pecetem.
No i zdarzyło się raz kiedyś, że jakaś pani doktor zadzwoniła na helpdesk:
- Dzień dobry, Jan Nowak, firma EEE, czym mogę służyć?
- Mam problem, nie mogę uruchomić programu. Czy mógłby Pan we mnie wejść?

by Dortann


* * * * *

PROGRAM LOJALNOŚCIOWY

Chcąc ostatnio drogę trochę skrócić skręciłem sobie na zakazie i do tego przez podwójną ciągłą. Wiem że czyn ów był co najmniej karygodny, lecz nie o to się rozchodzi. Jak to zwykle w takich przypadkach bywa gdy myślisz że ci się uda to ci się właśnie nie uda. No i dalej było jak w piosence: "...za zakrętem stali...". Jednym tchem wyrecytowana formułka że aż mi się odechciało negocjacji no i 3 paczki plnów i 10 punktów... W zasadzie to przestało mi się już spieszyć więc pomyślałem sobie że zajadę na jakiegoś kuraka do Kentucky Fried Fucking Chicken. No i stoję w kolejce... Moja kolej... Zamówiłem. Panna z obsługi z uśmiechem:
- Czy zbiera pan punkty?
Aż mi się jeść odechciało i wykrztusiłem przez zaciśnięte zęby:
- Tak przed chwilą dostałem 10 i 3 stówy... Mogę to wymienić na jakiś zestaw?
Chyba Drogówka nie uczestniczy w tym programie...

by stalko

* * * * *

FROMBORK BEZPIECZNY!


Wczoraj zmuszony byłem odwiedzić warsztat samochodowy coby zdiagnozować jakieś stuki-puki w aucie. Stawiłem się na umówioną godzinę. Auto na warsztat. Stoję sobie na zewnątrz i ćmię papieroska gaworząc o "d*pie Maryni" z właścicielem, Panem Czesiem [C]. Nagle wolno, w kłębach pary wydobywającej się spod maski wtacza się firmowe auto "XXX" [jednego z operatorów naszej sieci telefonii komórkowej]. Wyskakuje z niego Pan Przedstawiciel [PP], podchodzi bliżej i mówi:
[PP] - Dzień dobry, przepraszam, chciałem rozmawiać z szefem.
[C] - (spokojnie i flegmatycznie) Nooo...
[PP] - Pan jest szefem? Dobra...
I tu zaczyna nerwowo i chaotycznie opowiadać, że jechał sobie aż tu niespodziewanie coś strzeliło, spod maski buchnęło parą, temperatura wzrosła, silnik stracił moc i nie chce ciągnąć...
[PP] - Nie wie Pan co mu jest?
[C] - Pewnie grypa jakaś...
[PP] - Co???
[C] - Panie... Dopóki nie zajrzę pod maskę to może być nawet zapalenie płuc. Musi Pan poczekać. Widzi Pan przecież. 3 auta na warsztacie...
[PP] - Ale bardzo mi się spieszy... Nie można szybciej?
[C] - Nie da rady...
[PP] - Zapłacę ekstra! Muszę jeszcze dzisiaj "zrobić" Bydgoszcz, Grudziądz i Malbork!
[C] - A Frombork?
[PP] - Co takiego???
[C] - Nic, nic... Zrobimy, jeszcze się książę ponajeżdża...

by Yakovlev


I powracamy do autentyków teraźniejszych:


* * * * *

NUMER TELEFONU

Wpadłem do Szefa, dyskutujemy, w końcu 9 dni się nie widzieliśmy. Generalnie sprawy bieżące, pierdu-pierdu, plany itp itd...
W pewnym momencie z lekką furią: Ty, Tomek ale dzwoniła do mnie pani M.. Cz... i miała do mnie pretensje, że nie może się do Ciebie dodzwonić, coś ty jej k... za numer podał. Co to za numer 646-54-65-543???
Trybiki mi zaskrzypiały, przeskoczyły iskry na synapsach, i... e...
- Ty, Paweł ale przecież to nasz NIP!
- K... też mi się wydawał znajomy.

by silber

* * * * *

HACAP

Otwierałem bar sezonowy.Lizaki, batoniki, ciastka, takie tam. Oraz hot dogi, kawa i herbata.Wyremontowałem lokal, meble, kafelki, srelki, doprowadziłem media, założyłem fanpejcz na fejsbuku*, co by tu jeszcze..
Ponieważ ogólnie chodziło o żarcie, jak głupi polazłem do Sanepidu.Kupa papierologii, zgłoszeń, udzielania informacji i ustalania czym właściwie hot dog jest.
Przeczytałem wymagania, dostosowałem wyposażenie do zaleceń wyraźnie upośledzonego umysłowo prawodawcy**, i przed rozpoczęciem sezonu dwie sanepidowskie kwoki przybyły na inspekcję lokalu.
- Sanepid, kontrola, podłoga, kafelki, dobrze, lamperia, dobrze, oooooo, nie ma tabliczek, poproszę dokumenty - przywitała się pierwsza.
- Dzień dobry, jakich tabliczek? - podałem grubą teczkę papierologii.
- Wyjście ewakuacyjne tabliczek nie ma. Gdzie jest dobra praktyka żywienia zbiorowego?
- U mnie jest dobra praktyka żywienia zbiorowego proszę pani - nie bardzo wiem o co chodzi, ale może w wynikach kontroli napiszą "trója, bo przynajmniej próbował".
- Hacap gdzie jest, koleżanka się pyta - wyjaśnia druga widząc, że straciłem wątek.

Hacap a konkretnie HCCAP to jest taka durna książka, w której jest napisane, żeby się nie polewać wrzątkiem i nie wbijać sobie w nic noży, bo od polania wrzątkiem można się poparzyć, a wbijając nóż w oko można osłabić wzrok, bo wzroku narządem oko jest. W książce są opisane instrukcje WSZYSTKICH czynności związanych z robieniem żarcia. Dla przykładu przygotowanie herbaty wygląda jakoś tak:

1. nalać z kranu wody do czajnika (uwaga na rozlaną wodę bo można się pośliznąć i pierdolnąć pustym łbem o wykafelkowaną podłogę),
2. podłączyć czajnik do prądu, (uwaga na prąd, z prądem żartów nie ma)
3. poczekać aż woda się zagotuje szykując jednorazowe naczynia (uwaga, plastikową łyżeczką jednorazową można się śmiertelnie zadławić)
4. nalać gorącą wodę do naczynia jednorazowego (gorąca woda to śmierć, już pisałem)
5. wrzucić saszetkę herbaty (na pewno według HCCAP herbata jest w jakiś upiorny sposób groźna ale nie wiem jaki, może przestudiowałem to dzieło zbyt pobieżnie)
6. podać klientowi napój ostrzegając go o czyhających na niego i jego bliskich śmiertelnych niebezpieczeństwach poparzenia i zadławienia
7. przy pomocy szczypiec bądź rękawic spawalniczych odebrać od klienta należność (uwaga, w przypadku połknięcia należnością jak i rękawicą spawalniczą można się zadławić)
8. odrzucić klientowi resztę unikając kontaktu z bakteriami, którymi można się zadławić.
9. w celu dezynfekcji polać się obficie roztworem podchlorynu sodu lub kwasem siarkowym.
10. miotaczem płomieni zdezynfekować pomieszczenie (w przypadku połknięcia miotacza płomieni można się zadławić)

Książka jest dla debili, ale unijne prawo zobowiązuje mnie do jej wyprodukowania, posiadania i przestrzegania. Wyjąłem z szuflady i pokazałem.
- O mam.
- Ale dlaczego nie na ścianie?
- Co na ścianie?
- Wszystkie czynności powinny być rozpisane na ścianie. Jak pan przygotowuje posiłki, napoje, instrukcja mycia rąk, wynoszenia śmieci. Wszystko na ścianie.

Tu się zacząłem irytować, bo lokal 3x5 m, ściany pozajmowane lodówkami, regałami, zlewozmywakami (muszę mieć dwa PLUS umywalkę), poza tym nie zamierzam zatrudniać tu idiotów, którzy bez instrukcji nie wiedzą, że gorąca woda jest gorąca i że wychodząc z kibla trzeba umyć ręce. Według hacapu prawdopodobnie również nogi.
- Proszę panią, przecież te przepisy są dla tępych europejczyków. Nie potrzeba nic na ścianach. Tu ja będę robił hot dogi, a o tam, przy oknie w razie potrzeby dziewczyna będzie brała pieniądze i wydawała resztę. Oboje wiemy, że nożem się można skaleczyć.
- Prawo jest prawem i jakby to było, jakby każdy robił tak jak chce? - wylazł z niej przedstawiciel Prawa, mać.
Pytanie wyglądało na retoryczne, więc powstrzymałem się od stwierdzenia, że byłoby normalniej. Druga z kontrolerek dorwała się do kranu.
- A jaka właściwie jest temperatura tej wody?
Właściwie to nie mam karwa zielonego pojęcia:
- 50 stopni - gdzieś w ich przepisach taką cyfrę znalazłem. Wsadziła łapę:
- Moim zdaniem ma mniej.
A moim zdaniem bez termometru, to one sobie tę rękę może wsadzić w..
- Zmierzyłem temperaturę odbierając lokal. Równo 50 stopni. - gruby blef, ale może nie mają termometru?
Nie mają.
- To gdzie są tabliczki wyjście ewakuacyjne? Też w szufladzie? - szczerzy zęby i notuje coś sucz wredna. No i z czego się cieszy? Jak lokal jest nie halo, to chyba powinna się martwić? Wrrrr..
- Proszę panią. To pomieszczenie ma jedne drzwi. O tam. Jeśli tak się zdarzy, że herbata stanie w płomieniach lub eksploduje hot dog, będziemy właśnie przez te jedyne drzwi spierdzielać. Bez tabliczki. Tamtędy.
- Tak nie można.
- Można. Lokal jest bezpieczny, czysty, to powinnyście sprawdzić. Czystość. Higienę. A nie mądrzyć się i walnąć mi parę kłód pod nogi. Uzasadniacie niezbędność sanepidu i swoją. Biurokracja w najczystszej postaci. I to dosłownie.

Wzdęły podgardla, zagulgotały, wypisały protokół kontroli, że lokal się nie nadaje do otwarcia, że mam tydzień na usunięcie usterek, wzięły miotły i odleciały. W protokół wpisały brak hacapu na ścianach i nieodpowiednią temperaturę wody.

Upaskudziłem ściany bredniami, w garażu znalazłem starą plastikową obudowę rumuńskiej kosiarki do trawy. Zawiesiłem ją na drucie pod kranem na wężykach do wody.

Szum mioteł i wycie zlęknionej zwierzyny towarzyszyło ich powrotowi siedem dni później.
- No nie można tak było od razu? - pochwaliły durne plansze na ścianach ostrzegające przed uduszeniem się w wyniku przypadkowego okręcenia sobie szyi przedłużaczem. - A co z wodą?
- O tu zamontowałem dodatkowy podgrzewacz - wskazałem ręką obudowę kosiarki.
Ta co poprzednio puściła sobie wodę na rękę:
- No widzi pan, od razu jest różnica, teraz woda jest gorąca.

Doskonały moment na pokazanie im, że ich wizyta, ich uwagi, jak i mój rumuński podgrzewacz że to jeden wielki pic na wodę. Podgrzewacz akurat dosłownie. Ale mi się nie chciało, bo niby co bym osiągnął?

Zostawiły mi laurkę "lokal wzorowo przygotowany" i odfrunęły, a ja otworzyłem biznes.

A z racji tego, że bar był na otwartym basenie i że przez bite trzy miesiące padał deszcz nikt na basen nie przychodził. Więc okrutnie na tym biznesie umoczyłem. I to dosłownie.

*fanpage baru nadal istnieje ku memu ogromnemu zdziwieniu lubi go coraz więcej osób, choć bar istniał przez krótką chwilę lata temu: https://bit.ly/barjegomac
** "W" literka tam jest. "W".

by i10


* * * * *

ZAPISY DO FRYZJERA

We wtorek wieczorem miały być kotlety.
- Kochanie, czy te kotlety są już dobre? Bo pies nie odstępuje piekarnika. - sam tam szubrawca ustawiłem, jego kolej skomleć i robić ciśnienie.
- Otwórz i sprawdź. Dopóki nie otworzysz piekarnika są jednocześnie dobre i niedobre - kwantowo odparła z łazienki ma najmilsza.
Celność stwierdzenia ubawiła mnie setnie, jeszcze bardziej, gdy po otwarciu piekarnika, okazało się, że jeden kotlet jest dobry, a drugi niedopieczony.
Gwiazda wyszła z łazienki odpicowana jak na dożynki. Z lusterkiem w ręku.
- Jak wyglądam?
- Zjawiskowo - odparłem zgodnie z prawdą. Opuściła lusterko i spojrzała na mnie z kwaśniejącą miną:
- No i co geniuszu chciałeś przez to powiedzieć?
- Że wyglądasz cudownie. Zjawiskowo cudownie. Jemy już?
- Wszystko byś powiedział, żeby się dobrać do schabowego wstrętny łgarzu. A przecież widzę, że moje włosy wyglądają strasznie. Musisz mnie zapisać do fryzjera.
Usiłując przegryźć surowego kotleta zrobiłem minę recenzenta mody lub spawacza, który zapomniał założyć maski spawalniczej i przyjrzałem się omawianej fryzurze. Wyglądała tak samo jak tydzień, dwa tygodnie czy miesiąc temu. Czyli świetnie, ale co ja tam wiem.
- Jak to "zapisał"? - zapytałem. - Zapisać to się możesz na kung fu, albo tak jak ja - wzniosłem widelec z kotletem, pies wybałuszył na mnie oczy - na zmianę opon. Do fryzjera wchodzisz, ciach ciach, płacisz i wychodzisz zastanowiłem się - chyba.

- Tak się strzyże barany na wełnę - odrzekła. - Światowe kobiety, bo oboje zgadzamy się, że taką jestem - rzut oka w moim kierunku, by sprawdzić, czy coś mi nie drgnie. Nie drgnęło. Powinienem grać w pokera. Gram w pokera, to co ja właściwie powinienem? Powinienem rzucić palenie.. no i opony zmienić!
- Ty mnie w ogóle słuchasz?
- Oczywiście skarbie.
- Mówię, że światowe kobiety chodzą do fryzjera do którego trzeba się zapisać i dlatego jutro po pracy pójdź i mnie zapisz. Na piątek. Po południu. Słyszysz? Piątek po południu.
- Ale ja jutro po pracy mam opony zmienić.
- To akurat. Dobrze się składa. Pamiętaj, piątek po południu.
Nie miałem pojęcia dlaczego zmiana opon tak dobrze współgra z zapisami do fryzjera, ale dałem spokój rozważaniom nie na mój ciasny bo męski czerep, zapamiętałem "piątek po południu", i złośliwie oddałem pół kotleta psu, niech też się męczy.

Współczesny damski zakład fryzjerski znacząco różni się od przybytków które odwiedzałem zanim utrata owłosienia pozbawiła te wizyty ekonomicznego sensu.

Wchodzę, chrom, szkło, plastik, gulasz, beton, silikon, a na środku rośnie jakieś drzewo. Neony zawiesili od środka a nie od ulicy, jeden mruga, pewnie selekcja, eliminują klientów z padaczką, muzyka umc, umc, wali po uszach, w kącie jakieś panny w hełmach albo grają, albo biedulki poddają się radioterapii. Pod ścianami zauważam stanowiska tokarskie a przy każdej tokarce klientka i frezerka. Wszystkie jazgoczą, ze ściany cieknie woda, raczej specjalnie, bo do akwarium z jedną rybą, za to dużą. Ryba ta, może karp, rusza ryjem. "Klnie" - uznałem.
Nagle tuż przede mną materializuje się znikąd recepcjonistka. Albo hologram, albo zlazła z drzewa. Zerkam do góry, jednak pewne walory recepcjonistki ściągają wzrok poniżej poziomu, wskutek czego robię zeza pionowo rozbieżnego.
- Słucham pana.
Gada, czyli nie hologram, zezuję na drzewo szukając domku, dziupli, budki lub przynajmniej hamaka.
- Chciałem zapisać yyy... narzeczoną do fryzjera.
Coś poklikała w komputerze, ciekawe co. "Facet chciałby zapisać narzeczoną do fryzjera"? Bzdura. Myślami wracam do zmiany opon. Mam dwie opony stare i dwie nowe.
- Na kiedy?
- PIĄTEK PO POŁUDNIU. - no to frugo, po sprawie, moja rola zakończona, mogę spadać. Mentalnie jestem u wulkanizatora. Lepsze na przód, gorsze na tył, czy odwrotnie?
- Jak narzeczona ma na imię? - i właśnie w tym momencie muzyka umilkła, jazgot też, a wszystkie strzyżone i niestrzyżone głowy odwróciły się w moją stronę i znieruchomiały. Karp przestał kląć i wypuścił bąbelek.

A ja zapomniałem języka w gębie. O co jej chodzi? Piątek, po południu, nie wystarczy? Piątek. Po południu. Lepsze na przód, gorsze na tył. Piątek.
Słychać tylko ciurkanie wody.
- Słucham?
- Jak narzeczona ma na imię?
Widziałem te wpatrzone w siebie twarze, wiedziałem co myślą: "Debil nie pamięta imienia swojej narzeczonej". "Co za dupek". "Pewnie wcale nie ma narzeczonej, tylko tak przylazł, fryzjerofil jeden". "Fakt, która by takiego drania chciała?". "Bul bul! Bul?".
Cisza trwała już dobrą sekundę, po prostu MUSIAŁEM coś powiedzieć.
- Aaaa, aaaa, Agnieszka - wybełkotałem.
Muzyka zabrzmiała dalej, towarzystwo wróciło do swoich fryzjerskich czynności, chore panny wróciły do terapii lub grania, karp zrobił minę a dziewczyna Tarzana powiedziała:
- Proszę przekazać narzeczonej, że jest zapisana na piątek na siedemnastą.

Wyszedłem, pojechałem zmienić opony, lepsze na przód, gorsze zasugerowali na śmietnik, więc chwilowo zostały zimowe, a wieczorem w domu powiedziałem najmilszej, że przepraszam, ale na śmierć zapomniałem o jej fryzjerze i jeszcze raz, że przepraszam.

Trochę się obraziła, ale trudno.
Duuużo gorzej by było jakbym zaczął tłumaczyć dlaczego zapisałem do fryzjera jakąś Agnieszkę skoro ona ma na imię Ola.

by i10

Chcesz poczytać więcej autentyków, wejdź na nasze forum "Kawałki mięsne". Jeżeli chciałbyś opowiedzieć jakąś zabawną historię ze swojego życia, możesz zrobić to na forum (koniecznie zaznaczając przy wątku taki znaczek: ), lub wysłać ją TYM TAJNYM KANAŁEM W tytule maila wpisz Autentyk.


Oglądany: 55671x | Komentarzy: 23 | Okejek: 255 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

18.04

17.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało